czwartek, 11 czerwca 2009

Futbolowa wojna i pokój

Jest taka teoria, że mecz piłkarski jest metaforą wojny. Narody zamiast naparzać się na polach bitew, delegują drużyny, ubierają je w odpowiednie stroje i buty i rozładowują swoje emocje oglądając walkę na murawie. Czasem widzowie również włączają się do walki, tocząc swoją bitwę równolegle na trybunach, w pobliżu stadionu itp. Futbol dzieli narody i przegrany mecz jest prawie takim samym dyshonorem co przegrana bitwa. Zwycięzcy fetują Wiktorię, a pokonani liżą rany. Dobitnie było to widać podczas Mistrzostw Świata we Francji, w 1998 roku. Wówczas los przydzielił do tej samej grupy USA oraz Iran. I kiedy Iran wygrał 2:1, w kraju fetowano kilka dni zwycięstwo nad znienawidzonymi Amerykanami.

Podobnie zresztą jest na poziomie klubów, a przykładów mamy wszędzie mnóstwo. Derby Krakowa, derby Łodzi, derby Warszawy, mecze Lecha z Legią, Legii z Widzewem... można tak wyliczać bardzo długo. Swoją świętą wojnę mają nawet na Cyprze, o czym boleśnie przekonał się przed pięcioma laty Franciszek Smuda. Popularny "Franc" prowadził wówczas Omonię Nikozja. Kibice Omonii mogli wybaczyć naszemu trenerowi wiele, byle tylko jego zespół pokonał znienawidzony Anorthosis Famagusta. Omonia przegrała jednak u siebie 2:4 a po meczu wściekłość kibiców sięgnęła zenitu. Do trenera strzelano nawet z broni palnej, na szczęście niecelnie. Nic więc dziwnego, że tuż po meczu "Franc" zrezygnował z pracy, zabrał rzeczy i tyle go na Cyprze widziano.

Piłka nożna pogłębia zatem różnice między poszczególnymi narodami. Ale są też przypadki, kiedy piłka nożna łączy skłócone narody, osłabia antagonizmy. Rzadko jednak jest to zasługa piłkarzy. W ubiegłym roku, dokładnie 17 lutego, Kosowo ogłosiło niepodległość. Tydzień później polski rząd, jako 19. kraj uznał niepodległość Kosowa, ale nie wszyscy Polacy byli tego zdania, co władze. W kraju odbyło się szereg protestów, a kibice piłkarscy na meczach wywieszali transparenty mówiące o tym, że Kosowo jest sercem Serbii.

Podobna fala przetoczyła się zresztą po wielu europejskich stadionach, m.in. we Francji. Jeśli zaś chodzi o kwestie polsko-serbskie, czy raczej serbsko-polskie, to Serbowie mają nam za złe udział w wojskach NATO. W Belgradzie stoi pomnik upamiętniający Serbów, którzy zginęli właśnie z winy wojsk NATO i jest na nim wymieniona także Polska, jako uczestnik tych wydarzeń. Co prawda to były bardziej kwestie polityczne, ale w jakimś stopniu przekładały się one na zwykłych ludzi, więc nie da się ukryć, że Serbowie nieszczególnie nas za to lubili.

Minął rok, sprawa przycichła, ale Serbowie nie zapomnieli o akcji poparcia dla swojej sprawy. Kibice Crveny Zvezdy Belgrad zorganizowali turniej, na który zaprosili wiele europejskich ekip. Do Belgradu pojechali m.in. kibice Spartaka Moskwa, Paris Saint Germain, Olimpiakosu Pireus oraz kibice kilku klubów z Polski. Serbowie podjęli swoich gości po królewsku, w podziękowaniu za wsparcie dla sprawy serbskiego Kosowa. W jakimś stopniu dzięki temu polscy kibice stali się ambasadorami swego kraju i wpłynęli na poprawę stosunków, na to, że Polacy nie będą się już kojarzyć jako niedawny agresor, ale jako sojusznik, choć to może nieco zbyt mocne słowo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz