poniedziałek, 2 listopada 2009

Puste krzesła, świeczki, rózgi

Na wstępie muszę się do czegoś przyznać - to ja jestem owym tajemniczym kibicem, który zapalił przed tygodniem, w sobotę, jedną ze świeczek pod Podlaskim Związkiem Piłki Nożnej. To ze mną rozmawiała przedstawicielka Polskiej Agencji Prasowej, której notatka była cytowana przez wiele portali internetowych.

Pod podlaskim ZPN-em zjawiłem się dokładnie o godz. 13.00, czyli w momencie planowanego rozpoczęcia akcji "Znicz". Odpaliłem świeczkę, taki symbol przemijania. Kibiców co prawda przed budynkiem przy ul. Fabrycznej 1 nie było, za to dziennikarzy zjawiło się wielu i od razu obskoczyli mnie ze wszystkich stron. Kolegom z kamerą (TVN 24 i ktoś jeszcze) z góry podziękowałem za współpracę (taki nawyk), porozmawiałem za to ze wspomnianą panią z PAP-u i z przedstawicielem Radia Białystok.

Nie spodziewałem się cudów, niemniej jednak zawiodłem się na moich rozmówcach. Z naszej rozmowy wycięli to, co było moim zdaniem najważniejsze i co akcentowałem kilka razy, zostawiając do opublikowania tylko ładne, okrągłe zdania. Musiałem się zatem postarać o własną trybunę i napisać o tym na blogu. Zanim jednak przejdę do tego, co pominęły media, kilka słów o samej akcji.

Dlaczego akcja "Znicz" zakończyła się klapą? Cóż, złożyło się na to kilka przyczyn. Po pierwsze, zawsze łatwiej jest czegoś nie zrobić, niż coś zrobić. Nie pójść na mecz, nie wydać pieniędzy na bilet, nie pojechać do Chorzowa - to każdemu kibicowi przyszło bez trudu. Do takiej akcji łatwo mogła przyłączyć się cała Polska, szczególnie ci, którzy i tak się na mecz nie wybierali. Ale kupić znicz, udać się pod okręgowy ZPN, zapalić znicz - to z kolei wymagało pewnego wysiłku. Dodatkowo należy odnotować, że akcja nie była szczególnie nagłaśniana w Białymstoku. Nikt jej też na miejscu nie koordynował. Kto śledził informacje w prasie, ten wiedział. Kto chciał, ten przyszedł lub przyjechał i zapalił znicz.

Główną jednak przyczyną braku powodzenia akcji "Znicz" są informacje na temat twórców strony koniecpzpn.pl, które ujawniła niedawno "Gazeta Polska" (a dokładniej Piotr Lisiewicz). Treść artykułu dostępna jest pod adresem: http://www.niezalezna.pl/article/show/id/26538. Otóż według autora artykułu, Filip Gieleciński (rzecznik prasowy akcji) to do niedawna kolega partyjny Grzegorza Laty - prezesa PZPN. Na codzień zaś pracownik agencji reklamowej, która specjalizuje się w nietypowych kampaniach reklamowych. Ideą owych kampanii jest wciąganie ludzi w pozornie "spontaniczne" działania, przy czym ludzie praktycznie do końca nie mają pojęcia, że zostali wmanewrowani. Gieleciński nie jest jedyną osobą spośród twórców koniecpzpn.pl, która zajmuje się tego typu działalnością. Dodatkowo prawnik, który opracowuje statut stowarzyszenia (twórcy strony postanowili sformalizować działalność) pozostaje w różnych powiązaniach z Grzegorzem Schetyną. To wszystko powoduje, że rodzą się pytania, czy ci ludzie rzeczywiście chcą obalić PZPN w obecnej formie, czy tylko wymienić tych, którzy są przy władzy. Przecież nie jest żadną tajemnicą, jaką kasą obraca futbolowa centrala. Pytania stają się tym bardziej uzasadnione, że żadna z tych osób nie jest znana w światku kibicowskim. A nie jest bynajmniej tak, że kibice dopiero teraz podjęli próbę zmiany złej sytuacji. Od ponad dwóch lat działa OZSK - Ogólnopolski Związek Stowarzyszeń Kibiców, skupiający stowarzyszenia kibiców z poszczególnych klubów piłkarskich. Więcej informacji o OZSK można znaleźć choćby na Wikipedii: http://pl.wikipedia.org/wiki/Ogólnopolski_Związek_Stowarzyszeń_Kibiców.
Osoby tworzące OZSK są powszechnie znane wśród kibiców całej Polski, a niektóre postacie wręcz są żywą legendą, jak choćby Mariusz Jędrzejewski z Arki Gdynia, znany lepiej jako Megafon. OZSK staje w obronie kibiców, wobec których kluby oraz PZPN stosują odpowiedzialność zbiorową (zakazy wyjazdowe, kary za stosowanie w oprawach pirotechniki, itp.). Przedstawiciele OZSK brali także udział w pracach komisji sejmowej nad nowelizacją ustawy o imprezach masowych (niestety politycy zmarginalizowali większość wniosków złożonych przez kibiców). I właśnie rolę OZSK w życiu kibicowskim wielokrotnie akcentowałem podczas rozmowy z mediami pod siedzibą podlaskiego ZPN-u.

Istnienie OZSK jest zatem bardzo niewygodne dla mediów, zwalczających wszelkie przejawy działalności kibicowskiej. Stowarzyszenie, choć działa w majestacie prawa i nie daje się szufladkować, często bywa obrzucane błotem przez dziennikarzy różnych mediów (ciśnie mi się na usta słowo "reżimowych"). Między innymi dlatego, że OZSK poparło kibiców Legii w konflikcie z właścicielami klubu, czyli koncernem ITI. To z pewnością nie jest przypadek, że te same media, które OZSK wkładają do szuflady z napisem "kibole", równocześnie faworyzują akcję koniecpzpn.pl. Szkoda tylko, że do bojkotu OZSK - świadomie bądź nie, spekulować nie będę - włączyli się też przedstawiciele naszych lokalnych mediów.

Ekipa z koniecpzpn.pl szykuje kolejną akcję na 6 grudnia, czyli na Mikołajki. Chcą rozdawać rózgi "niegrzecznym" działaczom piłkarskim. Podejrzewam, że poparcie tej koncepcji będzie jeszcze mniejsze niż akcji "Znicz".

                                                                  Paweł Myszkowski

3 komentarze:

  1. popieram tekst i autora. To prawda, że media odgrywają w tym wszystkim raczej negatywną rolę

    OdpowiedzUsuń
  2. mysza ale to chyba nienormalne, że w chwili śmierci kibice L walą gola do własnej bramki wrzeszcząc chamskie teksty(tu nie popieram OZ...)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mieszajmy dwóch różnych zjawisk. OZSK nie "organizowało" tego, co się stało przed meczem Legia-Ruch. To "zorganizowali" sobie sami Legioniści. Nie popieram takich akurat okrzyków, bo o zmarłych albo dobrze, albo wcale, ale rozumiem niechęć kibiców Legii do wszystkiego, co się wiąże z ITI. Znalezione na jednym z kibicowskich forów: "Jeśli ktokolwiek swoimi czynami prowadziłby do "śmierci" klubu, który noszę w sercu, życzyłbym mu tego samego."

    OdpowiedzUsuń