piątek, 28 sierpnia 2009

Czas podrażnić lwa

Pisałem niedawno w jednym z felietonów o pewności siebie, podając za przykład jej nadmiaru Jelenę Isinbajewą. Rosjanka w Berlinie przeszarżowała i ostatecznie nie zaliczyła żadnej wysokości, pozostając nieklasyfikowaną zawodniczką w konkursie skoku o tyczce. Może gdyby zwyciężyły reprezentantki Kazachstanu, porażka nie byłaby tak dotkliwa. Ale Polki? W Rosji pamiętają doskonale do dziś letnie igrzyska olimpijskie w Moskwie z roku 1980 i gest Kozakiewicza w stronę (radzieckiej jeszcze wówczas) publiczności po wygraniu konkursu i pobiciu rekordu świata. Porażka rosyjskiej zawodniczki właśnie w skoku o tyczce i to z dwiema zawodniczkami polskimi odświeżyła w rosyjskich kibicach pamięć o wydarzeniach sprzed prawie 30 lat.

Minęło niespełna dwa tygodnie i co? Isinbajewa pobiła rekord świata. Pokonana w Berlinie przez Annę Rogowską Rosjanka przy najbliższej okazji, podczas mityngu Złotej Ligi w Zurychu, zrewanżowała się naszej zawodniczce z nawiązką. Różnica 30 cm mówi sama za siebie: Isinbajewa - 5.06 m, złoty medal i rekord świata, Rogowska 4.76 m i srebro. Rozdrażniona porażką rosyjska lwica zmobilizowała się, zdeterminowała i natychmiast wyszła z cienia.

Obecnie takim rozdrażnionym lwem, ale na skalę krajową, jest Wisła Kraków. Wiślacy po raz kolejny zmarnowali szansę awansu do Ligi Mistrzów, i to chyba najlepszą po 2000 roku. Nie ubliżając Estończykom, ale na większych kelnerów trudno by im było w tej fazie rozgrywek trafić. Już byli w ogródku, już witali się z najlepszymi drużynami Starego Kontynentu, a tu klops! Dwie porażki i koniec marzeń o Lidze Mistrzów.

Rewolucja w klubie wisiała w powietrzu, ale o dziwo właściciel Wisły, Bogusław Cupiał, po raz kolejny wykazał anielską wręcz cierpliwość. Jakie dokładnie były ustalenia między nim, drużyną i trenerem, tego się pewnie nie dowiemy, ale w każdym razie Maciej Skorża zachował swoje stanowisko. A teraz ma wywalczyć kolejny tytuł Mistrza Polski i za rok próbować ponownie szczęścia w eliminacjach Ligi Mistrzów.

Rozdrażniony wiślacki lew (a może raczej smok, bo w końcu spod Wawelu) rozpoczął rozgrywki sezonu 2009/2010 bardzo udanie. Cztery mecze, komplet punktów a bilans bramek to 10-1. I teraz, w piątej kolejce, na drodze rozdrażnionego lwa staje białostocka Jagiellonia. Czy białostoczanie polegną pod Wawelem (a dokładniej w Sosnowcu, gdzie Wisła czasowo rozgrywa swoje mecze) tak jak Rogowska w Zurychu? Niekoniecznie. Wisła to jednak nie Isinbajewa, a poza tym warto zauważyć, że podopieczni trenera Skorży potykali się do tej pory ze znacznie słabszymi rywalami niż Jagiellonia. Zagłębie, Arka i Bełchatów to drużyny, które mają w tym sezonie najgorszy bilans punktowy. I tylko Ruch Chorzów, rozpatrując dotychczasowych rywali Wisły, nie zawodzi swoich kibiców. Dodatkowo wydaje się, że Wisła z kolejki na kolejkę obniża loty. Wygrana z Ruchem była w pierwszej kolejce, następnie słabe Zagłębie i również zawodzący Bełchatów. Ale już z Arką wygrana była minimalna i jakby nie patrzeć - bardzo szczęśliwa dla Wisły. Gdyby nie cudnej urody trafienie Mrowca do własnej siatki, zapewne mecz zakończyłby się bezbramkowym remisem.

Wydaje się, że tytułowy lew, czyli Wisła Kraków, trochę już się nasycił. Już nie jest tak głodny zemsty jak u progu sezonu. Tym lepiej dla nas. Jagiellonio, czas znów podrażnić lwa! Niech w sobotę ryczy z bólu po porażce, a potem niech sobie odreagowuje na kolejnych drużynach. Ale to już nie będzie nasze zmartwienie.

3 komentarze:

  1. Na jagę wystarczył tylko trochę rozdrażniony wiślacki smo(cze)k

    OdpowiedzUsuń
  2. Tyle kasy w błoto (mam na myśli Wisłę). Faktycznie mr. Cupiał ma anielską cierpliwość. Jeśli się dobrze orientuje to nie jest to w kopanej zbyt często spotykana postawa. MZ

    OdpowiedzUsuń
  3. Mr - tak się to pisze znawco futbolu

    OdpowiedzUsuń