piątek, 9 października 2009

Do boju Polsko...

Jak wiele może się zmienić przez niespełna dwa lata... W listopadzie miną właśnie dwa lata od momentu rozlosowania grup eliminacyjnych do Mistrzostw Świata w RPA 2010. Z założenia miało być lekko, miło i przyjemnie - praktycznie grupa marzeń. Co to dla nas po pokonaniu Portugalii, Belgii i Serbii w poprzednich eliminacjach (do ME 2008) - tak sobie zapewne większość polskich kibiców kalkulowała. Baraże mamy w kieszeni, powalczymy z faworytami z Czech o bezpośredni awans, a reszta niech się przygląda i za bardzo nie przeszkadza.

Z planowaniem poszło łatwo, gorzej z wykonaniem. Już na wejściu remis ze Słowenią był sygnałem ostrzegawczym, ale mając w pamięci początek eliminacji do Mistrzostw Europy w Austrii i Szwajcarii i porażkę z Finlandią, która jednak nie przesądziła o awansie, łatwo można go było zignorować. Szczególnie, że następnie Polacy planowo wygrali z San Marino a w Chorzowie pokonali także Czechów. Po meczu z Czechami nasi piłkarze uwierzyli chyba już zupełnie, że eliminacje same się wygrają, na Słowacji zagrali nonszalancko i przegrali, tracąc dwie bramki w ostatnich minutach meczu. Jakby tego było mało, w kolejnym spotkaniu kadrowicze zafundowali nam po raz kolejny festiwal błędów i pomyłek. No trudno, "shit happens", jak mówią Amerykanie. Ale na tym koniec, więcej punktów nie wolno już nam było tracić. Zatem podopieczni Leo Beenhakkera odreagowali sobie pakując dziesięć bramek do siatki San Marino. Tylko co z tego? Ledwo remis u siebie z Irlandią Północną i blamaż w Mariborze ze Słowenią i na finiszu, na dwa mecze przed końcem wyprzedzamy w tabeli tylko San Marino.

I taka chyba w tym momencie jest po prostu kondycja polskiej piłki. Brak klubów w pucharach, brak wyników reprezentacji. Możemy się oczywiście pocieszać, że Czesi wpadli w jeszcze większy dołek (bo z wyższej lokaty w rankingu FIFA spadali), ale co to za pocieszenie? Typuję remis w meczu w Pradze i koniec marzeń obu reprezentacji o miejscu w barażach. Szczególnie, że w spotkaniu Słowacji ze Słowenią też widzi mi się remis. A my możemy jeszcze powalczyć z Czechami o to, kto będzie mniejszym przegranym tych eliminacji. Taka nagroda pocieszenia dla piłkarzy i trenera.

                                                                  Paweł Myszkowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz