czwartek, 3 września 2009

Nie pytaj, co piłka nożna może zrobić dla ciebie...

Natchnienie do pisania jest cholernie ważną rzeczą. Powtórzę za Poetą z filmu Marka Piwowskiego "Rejs" - nie jest mi łatwo pisać na podrzucony temat. Jeśli mam natchnienie, jeśli "trafi mnie" nagle i niespodziewanie jakiś temat, to wystarczy kwadrans i tekst - łącznie z całą obróbką - jest gotowy. Gorzej, jeśli mam temat, a nie mam natchnienia. Męczę się wówczas strasznie, próbując coś sensownego napisać. Podejrzewam, że większość dziennikarzy ma ten sam problem, być może to z wiekiem i nabywaniem doświadczenia mija, czas pokaże. Sytuacji, gdy miałem natchnienie, a nie miałem tematu, jakoś nie doświadczyłem ;-)

Wspomniane przeze mnie natchnienie znów zaczerpnąłem, podobnie jak poprzednim razem, z gazety "Futbol News". Periodyk ten stwarza wrażenie takiego piłkarskiego "Faktu", z czym redakcja niespecjalnie się kryje (fotki w Hyde Parku, swobodny i zaczepnhy ton artykułów, prowokowanie). Jednak pismo ma też swoje atuty, z których najważniejszymi dla mnie są teksty Krzysztofa Stanowskiego, którego z kolei uważam za najlepszego obecnie felietonistę sportowego. Toteż zacząłem ową gazetę regularnie czytać.

Do dzisiejszego tekstu zainspirował mnie jednak nie tekst Krzysztofa Stanowskiego, ale felieton Pawła Zarzecznego pt. "Łatwiej było obalić komunizm". W owym tekście autor pisze o swojej rozmowie z Lechem Wałęsą przy okazji wizyty w Gdańsku. Rozmowa dotyczyła oczywiście piłki nożnej, a konkretniej tego, co kto zrobił dla polskiej piłki. Ani Lechowi Wałęsie, ani Pawłowi Zarzecznemu nie udało się żadnego z synów wychować na piłkarza, nad czym szczególnie ubolewa Zarzeczny. "Jedyne, czym możemy się pochwalić, to siedzenie na kanapie z puszką piwa w ręku i narzekanie na piłkarzy. A może by tak, niczym nieznany nam senior Guerreiro, chociaż jednego spłodzić?" - pisze autor w swoim felietonie.

Wychowywanie syna na piłkarza jeszcze przede mną, niech najpierw potomek dobrze stanie na nogi i zacznie samodzielnie chodzić. Ale generalnie nie będę swojej pasji na siłę przekładał na dziecko. Każdy ma własną drogę do sukcesu, nie każdy nadaje się na piłkarza, tak jak nie każdy nadaje się na lekarza, prawnika, czy nawet operatora koparki. Poza tym nie uważam, że tylko w ten sposób można coś zrobić dla polskiej piłki nożnej, a taką właśnie tezę próbuje przemycić Paweł Zarzeczny w swoim tekście. Każdy z nas może coś zrobić w tym celu, zamiast siedzieć i narzekać.

Trener, mimo tego, że sam nie ma syna, może wychować wielu dobrych piłkarzy. Działacz (nie lubię tego słowa, ale co zrobić...) klubowy może stwarzać młodym piłkarzom warunki do trenowania. Samorządowiec może działać na rzecz poprawy infrastruktury sportowej. Kibic może dodawać otuchy, kiedy drużynie nie idzie. Nawet dziennikarz odgrywa w całym tym procesie niebagatelną rolę, bo można pisać tylko o tym, co złe (a to najłatwiej znaleźć), ale można też promować to, co dobre.

Niestety, natchnienie skończyło mi się przed puentą. Może jednak rozejrzę się za korkami dla synka, na wiosnę będą jak znalazł...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz